Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mtbxc z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 4540.45 kilometrów w tym 1802.05 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 11669 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mtbxc.bikestats.pl
  • DST 37.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 25.23km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Sprzęt Poison Cyanit
  • Aktywność Jazda na rowerze

A miało już być ładnie

Niedziela, 8 kwietnia 2012 · dodano: 08.04.2012 | Komentarze 0

Dzisiaj rano przed jajeczkiem śmignąłem na szosie. Start 8 rano. Śnieg z deszczem. 0 stopni a przy ziemi niezła wilgoć. W całym przejździe śnieg zacinał, ale nie ma co z pogodą przesadzać. Jest jak jest. Na zawodach może być bardzo podobnie jak na treningu.

Musiałem dłużej się rozgrzać, 25 minut bo zimno było. Dalej wcale nie było lepiej, więc dałem duże tempo jazdy, a momentami ścigałem się z lokalnymi kierowcami. Jak widziałem, ze jakiś mnie wyprzedza a jechałem powyżej 30tki, to dawałem do sprintu i jechałem na równi z samochodem heheeh. Mina kierowcy - bezcenna. No, ale to tylko chwilkę, bo jednak konie mechaniczne mają przewagę.

Przez cały czas śnieg z deszczem na zmianę, z wiatrem, deszczem i śniegiem. Dobrze, że założyłem czapkę pod kask i chustę na twarz, bo inaczej byłoby kiepsko. Miałem jeszcze pojeździć, ale już nie czułem palców u stóp. Dobrze, że pojechałem do domu, bo okazało się, że prawie sobie odmroziłem palce. Były sine. Cóż, chyba czeka mnie kolejny wydatek...


Kategoria Rowery


  • DST 49.00km
  • Czas 01:38
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt Spec
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazury Opening Season

Sobota, 7 kwietnia 2012 · dodano: 08.04.2012 | Komentarze 0

Zgodnie z tradycją czas zacząć sezon na Mazurach. Trasa zrobiona w sobotę rano. Typowo: Giżyczko - Węgorzewo - Giżycko. Całkiem przyjemnie się jechało, chociaż wiatr zimno, a w drodze powrotnej mocny deszcz. Na szczęście kupiłem sobie kurtkę przeciwdeszczową w Decathlonie i bardzo dobrze się sprawdza. Szybsza, bo czerwona. Jednak jak wróciłem to okazało się, ze stopy nieźle zmrożone.


Kategoria Rowery


  • DST 44.00km
  • Teren 44.00km
  • Czas 02:03
  • VAVG 21.46km/h
  • HRmax 178 ( 93%)
  • HRavg 169 ( 88%)
  • Sprzęt Spec
  • Aktywność Jazda na rowerze

Otwock - miasto zimy wiosny gradu opadu, zminicy i męczycy

Niedziela, 1 kwietnia 2012 · dodano: 04.04.2012 | Komentarze 0

Pierwsze w tym sezonie ściganie w Mazovii. Jak wstałem rano to wiedziałem, że jest pogodowa lipa. Bosze jak ja nie znoszę zimna, chłodu itd. Ale generalnie miałem bardzo dużą chęć pośmigać, trenować, zmagać się i walczyć. Więc jednak pojechałem do Otwocka celem startu.

Na miejscu okazuje się, że pogoda zrobiła sobie małe żarty i nas zwyczajnie wygwizdała na wszystkie strony. Od stóp do głów i na boki. Problem miałem niezły bo jakoś się jeszcze dobrze nie zorganizowałem na zawody a poza tym ubrałem się za grubo. Zdecydowanie.

O samym maratonie to specjalnie nie ma co pisać. Po starcie średnia pierwszych kilometrów była 33 na godzinę, po kolejnych 10ciu średnia z garmina pokazuje 35kilo na godzinę. Czyli tempo zacnie szybkie jak zawsze. Wnioski dla siebie odpowiednie wyciągnę i odpowiednio to wszystko przemyślę z kim trzeba.

Dalej jazda była jakaś niemrawa, to znaczy niby ok, ale w sumie niby nie ok. Jakoś za dużo osób mnie mijało, mi było za gorąco, no jakaś lipa. Na dodatek miałem takie rękawiczki, że jak jedną zdjąłem, żeby wciągnąć żel to potem się okazało, że założyć już nie mam jak. I jechałem bez rękawiczki. Więc jak cudnie spadł śnieg, pojawiła się zawierucha, to dopiero na mecie poczułem, że prawa ręka nie chce się właściwie otworzyć, a stopy mam drewniane i nieczułe na zmiany podłoża.

W takim lekko dygającym stanie wsiadłem do samochodu i próbowałem się rozgrzać. Nie było to łatwe, ale jakoś mi się udało i zwiałem do domu.

Ściganie rozpoczęte, teraz czekam tylko na lepszą pogodę. Może padać, może być błoto, może wiać, ale nie kurna śnieg z zawieruchą. Oj nie :D

Wynik:

Open 185/658
M3 73/250




  • DST 24.00km
  • Teren 23.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 20.57km/h
  • Sprzęt Spec
  • Aktywność Jazda na rowerze

Treningowo Legionowo Poland Bajkowo

Sobota, 24 marca 2012 · dodano: 26.03.2012 | Komentarze 11

Jako, że po powrocie do stanu polskiej rzeczywistości trudno było mi się przyzwyczaić, więc Mazovię w Józefowie sobie odpuściłem. W sumie słusznie, niesłusznie, ale chorwackie zmęczenie jeszcze czułem. Dlatego po konsultacjach z trenejro doszliśmy do wniosku, że można się przejechać kontrolnie do Legionowa, gdzie w tym roku Poland Bike zagościł.

PB znam od 2010 roku i niekoniecznie mam dobre zdanie o tym cyklu. Jednak przyzwyczajenia do Mazovii robią swoje i człowiek oczekuje, że przynajmniej będzie podobnie. No, ale o tym później.

Na miejsce dotarłem około 10.30, bo korki były naprawdę niezłe. W dość małym miasteczku orga okazuje się, że jest olbrzymia kolejka po numery startowe. Stałem w niej mając nadzieję, że uda mi się jeszcze przebrać i chociaż zrobić rozgrzewkę. Jak się okazało kolejka była dla milusińskich i szybko ją zmniejszono, przez co po 15 minutach miałem już wszystko co potrzebne do startu.

Więc z powrotem do samochodu i tam już przebiórka i krótka rozgrzewka. Start zaplanowany na 12.00 przenieśli o 15 minut. W międzyczasie dzieciaki na dystansie Fan - 7km dawały z siebie wszystko. Widok jest super, jak się widzi taką zaciętość na 4 kółkach :)

Ustawienie w sektorach nie miało dla mnie znaczenia, bo i tak startowałem z pozycji z góry przegranej, czyli ostatniego sektora. Ale chyba nie byłem ostatni w takiej roli, bo obok mnie było bardzo dużo innych zawodników z czołówki. Szykowała się niezła zabawa.

Po starcie było dość śmiesznie, bo trasa prowadziła małą uliczką, która przechodziła w kocie łby, aby za chwilę skręcić ostro w lewo na asfalt. Dalej znów w prawo na łby i znów w lewo na piasek. A dalej to wiadomo, trochę szeroko, trochę wąsko. I jak zawsze po 15 minutach piłowania blatu, z 45km/h średnia spadła do 27km/h i niżej jak tylko pojawiły się wystające korzenie, drzewa itd. Klniecie jest już w takich sytuacjach standardem, a darcie się "po co mnie wyprzedasz" też powoli wchodzi w kanon zabawy maratonowej. W ludziach jest tyle dobra, że to dobro z nich szybko wyparowuje i zostaje sama słodycz, empatia i współpraca.

Jechało się całkiem znośnie, do momentu pierwszych wzgórków, piachów itd. Wyprzedzić nie było gdzie, prędkość spadała strasznie do jakiś 4-5km/h. Masakra. Ja jechałem sobie treningowe, ale za mną laska nie wytrzymała i dwóch panów, który skrzętnie utrudniali nam jakikolwiek manewr wyprzedzania obejchała takimi bluzgami, że nagle pojechali ciutkę szybciej.



Mi się śmiać chciało, bo jak tylko wypadli z zagajnika na jakąś w miarę płaską, polną drogę, to jechali jakby F1 prowadzili, hehehe. No, ale nic. W miarę udawało się wyprzedzać, do kolejnego zagajnika. Na jednym z nich, było już tak masakrycznie, że wyprzedzałem krzakami. Oczywiście musiałem usłyszeć, że "gościu, ty się chyba ścigasz z własnym cieniem...k...". No, ale jak się jedzie to się jedzie, a nie pcha. Tym bardziej, że dystans jaki miałem do pokonania to było zaledwie 23km (chociaż myślałem, że 27km).

Pod koniec zabawy było znów całkiem znośnie i przyjemnie. Na samym końcu pamiętam, że wyrosła jakaś górka z piaszczystym podjazdem na której fajosko się tasowałem z jakimś gościem z BDC (jak się później okazało, z mojej kategorii wiekowej).






Meta to jak zawsze na PB, wąska i kręta przeprawa, gdzie łatwo się dygnąć na barierki. Ciśnienia nie było. Był Fun, ale w sumie jakby niebieskiego gościa wyprzedzić to bym był oczko wyżej.

A tak:

45 / 204 - Open
13 / 50 - Kat M3


Kategoria Rowery, Trening


  • DST 34.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 19.43km/h
  • Sprzęt Spec
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rege

Środa, 7 marca 2012 · dodano: 08.03.2012 | Komentarze 0

Czas na luźniejsze tempo, żeby jeszcze tydzień pojeździć. Dzisiaj z kolega z pokoju zaplanowaliśmy spokojnym tempem pojechać ok. 2h. Inni wybrali się na podjazdy, ale wiem, że gdyby wyrwał się dzisiaj z nimi, kolejne dni byłyby stracone i zupełnie niepotrzebnie zmarnowane. Poza tym trzeba uzupełnić zapasy, bo gotuję tutaj dla siebie.




  • DST 130.00km
  • Czas 04:36
  • VAVG 28.26km/h
  • Sprzęt Spec
  • Aktywność Jazda na rowerze

Deszczowy tlen

Wtorek, 6 marca 2012 · dodano: 08.03.2012 | Komentarze 5

Pogoda nieco się zmieniła i w końcu mamy deszcz, ale miałem taką ochotę na jazdę, że wybrałem się z innymi.





Co prawda źle się ubrałem, bo było dość chłodno i wilgotno, a ja wciągnąłem tylko rękawki . W sumie wyszło ładne 130km w 4.5 godziny. To my, bo reszta biegała 1.5h i jeździła popołudniu.




  • DST 109.00km
  • Czas 04:07
  • VAVG 26.48km/h
  • Sprzęt Poison Cyanit
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kaniony

Poniedziałek, 5 marca 2012 · dodano: 08.03.2012 | Komentarze 0

Drugi dzień zapowiadał się całkiem przyjemnie bo pogoda nam tutaj sprzyja. Ubrałem się zatem na krótko i założyłem kamizelkę. Z Vodic pojechaliśmy do Sibenika, a stamtąd do Parku Krajobrazowego, gdzie kolejno zaliczaliśmy kolejne podjazdy. Czołówka rwała do przodu, na każdym podjeździe. Ja spokojnie trzymałem się swojej mocy, żeby sił starczyło na dojazd. Muszę pamiętać o odpowiednim odżywaniu się. Żeby nie było jakiś katastrof.




  • DST 86.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 32.25km/h
  • Sprzęt Poison Cyanit
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień pierwszy – rozgrzewka

Niedziela, 4 marca 2012 · dodano: 08.03.2012 | Komentarze 3

Przejazd z Polski do Chorwacji to lekka masakra. Czas wyjazdu przesuwał się sukcesywnie od godziny 11tej do 14tej, aż w końcu wyjechaliśmy około 15tej.

Po drodze zabraliśmy kilka innych osób w Gliwicach i mogliśmy ruszyć spokojnie dalej. Spokojnie to znaczy jakieś kilkanaście godzin. Jest to jednak masakra
To jednak w porównaniu z tym co możesz zrobić na miejscu jest drobną zapłatą za niezła pogodę, świetny asfalt i po prostu idealne warunki do jazdy w marcu. Pierwsze oględziny terenu przypomniały mi , że jest to dość znajome do tego co widziałem na Majorce. Taka trochę księżycowa aura, pustki, kamienie… Ale asfalt idealny, cudny i po prostu genialny do jazdy.



No i właśnie jak tylko poczułem, że mogę pojeździć to wyrywałem do przodu jak głupek. Zupełnie niepotrzebnie, ale czasami lubię takie zabawy. No i jestem ciekawy jak to się przełoży na kolejne dni.


Kategoria Rowery, Trening


  • DST 13.50km
  • Teren 13.50km
  • Czas 01:38
  • VAVG 8.27km/h
  • VMAX 25.00km/h
  • Temperatura -12.0°C
  • HRmax 175 ( 91%)
  • HRavg 150 ( 78%)
  • Podjazdy 430m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mocne klapki razy dwa

Wtorek, 14 lutego 2012 · dodano: 12.02.2012 | Komentarze 0

Drugi dzień powitał nas wichurą i burzą śnieżną. Tak przynajmniej wyglądało za oknem jak rano poszliśmy na śniadanie. Wygrała zatem opcja druga, czyli ja idę na biegówki i wracam, żeby spokojnie pojechać sobie do Szklarskiej Poręby na relaks..

No więc się wybrałem i w planie miałem mocne uderzenie na podjazd, którym wspinaliśmy się wczoraj. Ale zanim wyruszę w drogę to trzeba się odpowiednio przygotować.

Na początku były kijki.. © mtbxc


Jak już się przygotowałem to okazało się, że dalsza trasa jest zablokowana, bo budują tutaj podium pod Puchar Świata. No ja wiem, że mogę już teraz iść na podium, ale na razie to chciałbym trochę pojeździć sobie po trasach. Więc bez specjalnego brykania, przelazłem przez przygotowane zapory i udałem się w bliżej znanym kierunku. Od samego początku tempo dałem sobie mocne, żeby się rozgrzać. No i się rozgrzałem tak, że zrobiło mi się za gorąco. Dobrze, że dojechałem do rozwidlenia na Duże Klapki to sobie mogłem chwilę odetchnąć. Łyk wody i dalej pod górę. W międzyczasie wyprzedzili mnie jacyś zacni biegacze, więc miałem odniesienie mojego tempa do ich. Plan był taki, żeby ich wyprzedzić.

No to dawaj do góry klasykiem. Śnieg pada, wiatr wieje a ich nie widać. Pierwszy podbieg i nogi palą, a wcale się nie wypłaszcza. Ludków nie widać, bo zacinają z łyżwy i z klasyka. Cholera ja już czuje jak nogi puchną a tych nie widać, ale daje mocniej. Na szczęście na jednym podbiegu ich już zobaczyłem, a nie było łatwo. Po chwili doszedłem do nich i przez chwilę śmigałem za nimi. Chwila oddechu i dalej do góry. Jakoś wczoraj wydawało mi się, że to podejście było krótsze a dzisiaj zupełnie odwrotnie. Dziwne na maxa. Po kilku mniejszych, większych stromiznach nareszcie był zjazd do rozwidlenia. A ja zmachany byłem jak mops:))

Tak wygląda zmachany mops © mtbxc


I najfajniejsze było przede mną. Oczywiście, że zjazd i to jaki. Po kilku odepchnięciach miałem niezłą prędkość, a po wyznaczonym torze zjeżdża się idealnie. Frajda niesamowita, gorzej jest tylko jak przed tobą ktoś inny schodzi, bo jeszcze nie umiem innych wyprzedzać. Na szczęście inni patrzą i jakby co to wychodzą z torów. Bardzo miła zasada.

Po zjeździe znowu przerwa na picie i znów do góry. Tempo podobne do poprzedniego wejścia a na samym szczycie zrobiłem se kolejne fotkie. Takie małe coś.

Zdjęcie dla frajdy © mtbxc


A potem zastanawiałem się, czy pojechać jeszcze inną trasą, dłuższą czy zjechać sobie jeszcze raz. No i wygrała frajda, bo przecież frajda najważniejsza.

Powrót do Biathlonu dość szybki, bo bez przestojów i na szczęście z wiatrem w plecy, bo jak widziałem tych co szli w drugą stronę to było mi ich trochę żal.


Kategoria Narty biegowe


  • DST 13.00km
  • Teren 13.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 4.88km/h
  • VMAX 24.00km/h
  • Temperatura -8.0°C
  • HRmax 170 ( 89%)
  • HRavg 120 ( 62%)
  • Podjazdy 360m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzankuszyce - PKO Zimowa - Dzielne Klapki - Bumar Niematematyczna - Polskiej Jedynki

Poniedziałek, 6 lutego 2012 · dodano: 12.02.2012 | Komentarze 0

Zaraz po śniadaniu uderzyliśmy na biegówki. Na rozpoznanie postanowiliśmy pójść w kierunku Szklarskiej Poręby. Trasa świetnie wyratrakowana i przygotowana świetnie do jazdy klasykiem. Środkiem pomykają sobie ludziki stylem łyżwowym.

Sam start z Biathlonu trochę utrudniony przez prace fachowców i przygotowania do Pucharu Świata, a wygląda to tak.



Jak już zapieliśmy biegówki to okazało się, że jeszcze ich nie czujemy i kontrolnie zaliczyliśmy glebę pod pierwszą górkę. To chyba norma, bo człowiek nieprzyzwyczajony, że na nogach ma coś na wzór wąskich płetw hheehe. Na szczęście dalej było już lepiej. Tym bardziej że trasa najpierw była plaska, a potem delikatnie opadała, a miło się w rynnach zjeżdża. Słońce pięknie świeciło, więc zrobiliśmy małą sesję.

Pierwsza zadowolona mina w Dżankuszycach © mtbxc


Dalej było tylko fajniej i przyjemniej. Ludzi jakoś dużo nie było, więc przy takiej pogodzie postanowiliśmy zrobić kolejną sesję.

Pierwsza wspólna sesja zdjęciowa w Dżankuszycach © mtbxc


I tak sobie robiliśmy zdjęcia idąc w kierunku trasy jaką sobie na ten dzień wyznaczyliśmy. Wielkiego tempa nie było, bo pierwszy dzień to nie ma co się zaginać, tym bardziej że z każdą chwilą widoki było coraz lepsze, czego dowodzi kolejna sesja.

Pogoda super, sejsa zdjęciowa w pełnej krasie © mtbxc


I tak sobie szliśmy, aż w końcu doszliśmy do rozdroża.

Dzielne klapki to nasz cel na dzisiaj. © mtbxc


Tak jak wskazywały znaki daliśmy w kierunku dzielnych klapek. Trasą Zimowe PKO, czy jakoś tak. Bankomatów nie było, ani Szymona. Po prostu, se szliśmy pod górę i nagle zrobiło się treningowo siłowo. Tempo niby niewielkie, ale napięcie w nogach coraz bardziej dawało o sobie znać. Jak już się tak zmachaliśmy to okazało się, że doszliśmy do kolejnego rozdroża. Tam jeden z miłych narciarzy poradził nam, żeby dalej iść trasą w kierunku Rozdroża nad Cichą. Że niby płasko, że niby fajnie, że można spokojnie iść. I tak sobie poszliśmy w kierunku tego cichego trasą Bumaru Niematematyczną.

Se idziemy Bumaru Niematematyczną © mtbxc


Trasa faktycznie płaska, momentami troszkę pod górę, trochę w dół, a zjazdy na biegówkach to fantastyczna sprawa. Można sobie pośmigać, bo człowiek jak bobslej trzyma się w rynnie. Więc fajnie.

Minęła już druga godzina i trochę nam zrobiło się zimno, a do hotelu jeszcze był kawałek. I tak jakby nie gadaliśmy jak wcześniej, tempo spadło, ale w sumie fun nadal był całkiem całkiem. Ludzi na trasie nie było, więc przez moment myśleliśmy, że pomyliliśmy trasę, albo co. No, ale w końcu doszliśmy do kolejnego rozwidlenia dróg.

W końcu rozwidlenie.... © mtbxc


Zmęczenie jak na pierwszy dzień dało o sobie znać, a do Biathlonu było jeszcze jakieś 3km. Na całe szczęście trasa prowadziła w dół, więc było trochę zjazdów, trochę szybszego tempa.

I tym sposobem pierwszy dzień mieliśmy za sobą. Kilka godzin poruszania się po lesie, trochę podbiegów, trochę szybszego tempa, trochę luźniej. Nie było źle, a w kolejne dni będzie jeszcze lepiej.


Kategoria Narty biegowe