Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mtbxc z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 4540.45 kilometrów w tym 1802.05 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 11669 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mtbxc.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Rowery

Dystans całkowity:862.08 km (w terenie 337.70 km; 39.17%)
Czas w ruchu:33:15
Średnia prędkość:25.93 km/h
Maksymalna prędkość:53.10 km/h
Suma podjazdów:2502 m
Maks. tętno maksymalne:185 (96 %)
Maks. tętno średnie:175 (91 %)
Suma kalorii:6054 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:50.71 km i 1h 57m
Więcej statystyk
  • DST 37.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 25.23km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Sprzęt Poison Cyanit
  • Aktywność Jazda na rowerze

A miało już być ładnie

Niedziela, 8 kwietnia 2012 · dodano: 08.04.2012 | Komentarze 0

Dzisiaj rano przed jajeczkiem śmignąłem na szosie. Start 8 rano. Śnieg z deszczem. 0 stopni a przy ziemi niezła wilgoć. W całym przejździe śnieg zacinał, ale nie ma co z pogodą przesadzać. Jest jak jest. Na zawodach może być bardzo podobnie jak na treningu.

Musiałem dłużej się rozgrzać, 25 minut bo zimno było. Dalej wcale nie było lepiej, więc dałem duże tempo jazdy, a momentami ścigałem się z lokalnymi kierowcami. Jak widziałem, ze jakiś mnie wyprzedza a jechałem powyżej 30tki, to dawałem do sprintu i jechałem na równi z samochodem heheeh. Mina kierowcy - bezcenna. No, ale to tylko chwilkę, bo jednak konie mechaniczne mają przewagę.

Przez cały czas śnieg z deszczem na zmianę, z wiatrem, deszczem i śniegiem. Dobrze, że założyłem czapkę pod kask i chustę na twarz, bo inaczej byłoby kiepsko. Miałem jeszcze pojeździć, ale już nie czułem palców u stóp. Dobrze, że pojechałem do domu, bo okazało się, że prawie sobie odmroziłem palce. Były sine. Cóż, chyba czeka mnie kolejny wydatek...


Kategoria Rowery


  • DST 49.00km
  • Czas 01:38
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt Spec
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazury Opening Season

Sobota, 7 kwietnia 2012 · dodano: 08.04.2012 | Komentarze 0

Zgodnie z tradycją czas zacząć sezon na Mazurach. Trasa zrobiona w sobotę rano. Typowo: Giżyczko - Węgorzewo - Giżycko. Całkiem przyjemnie się jechało, chociaż wiatr zimno, a w drodze powrotnej mocny deszcz. Na szczęście kupiłem sobie kurtkę przeciwdeszczową w Decathlonie i bardzo dobrze się sprawdza. Szybsza, bo czerwona. Jednak jak wróciłem to okazało się, ze stopy nieźle zmrożone.


Kategoria Rowery


  • DST 24.00km
  • Teren 23.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 20.57km/h
  • Sprzęt Spec
  • Aktywność Jazda na rowerze

Treningowo Legionowo Poland Bajkowo

Sobota, 24 marca 2012 · dodano: 26.03.2012 | Komentarze 11

Jako, że po powrocie do stanu polskiej rzeczywistości trudno było mi się przyzwyczaić, więc Mazovię w Józefowie sobie odpuściłem. W sumie słusznie, niesłusznie, ale chorwackie zmęczenie jeszcze czułem. Dlatego po konsultacjach z trenejro doszliśmy do wniosku, że można się przejechać kontrolnie do Legionowa, gdzie w tym roku Poland Bike zagościł.

PB znam od 2010 roku i niekoniecznie mam dobre zdanie o tym cyklu. Jednak przyzwyczajenia do Mazovii robią swoje i człowiek oczekuje, że przynajmniej będzie podobnie. No, ale o tym później.

Na miejsce dotarłem około 10.30, bo korki były naprawdę niezłe. W dość małym miasteczku orga okazuje się, że jest olbrzymia kolejka po numery startowe. Stałem w niej mając nadzieję, że uda mi się jeszcze przebrać i chociaż zrobić rozgrzewkę. Jak się okazało kolejka była dla milusińskich i szybko ją zmniejszono, przez co po 15 minutach miałem już wszystko co potrzebne do startu.

Więc z powrotem do samochodu i tam już przebiórka i krótka rozgrzewka. Start zaplanowany na 12.00 przenieśli o 15 minut. W międzyczasie dzieciaki na dystansie Fan - 7km dawały z siebie wszystko. Widok jest super, jak się widzi taką zaciętość na 4 kółkach :)

Ustawienie w sektorach nie miało dla mnie znaczenia, bo i tak startowałem z pozycji z góry przegranej, czyli ostatniego sektora. Ale chyba nie byłem ostatni w takiej roli, bo obok mnie było bardzo dużo innych zawodników z czołówki. Szykowała się niezła zabawa.

Po starcie było dość śmiesznie, bo trasa prowadziła małą uliczką, która przechodziła w kocie łby, aby za chwilę skręcić ostro w lewo na asfalt. Dalej znów w prawo na łby i znów w lewo na piasek. A dalej to wiadomo, trochę szeroko, trochę wąsko. I jak zawsze po 15 minutach piłowania blatu, z 45km/h średnia spadła do 27km/h i niżej jak tylko pojawiły się wystające korzenie, drzewa itd. Klniecie jest już w takich sytuacjach standardem, a darcie się "po co mnie wyprzedasz" też powoli wchodzi w kanon zabawy maratonowej. W ludziach jest tyle dobra, że to dobro z nich szybko wyparowuje i zostaje sama słodycz, empatia i współpraca.

Jechało się całkiem znośnie, do momentu pierwszych wzgórków, piachów itd. Wyprzedzić nie było gdzie, prędkość spadała strasznie do jakiś 4-5km/h. Masakra. Ja jechałem sobie treningowe, ale za mną laska nie wytrzymała i dwóch panów, który skrzętnie utrudniali nam jakikolwiek manewr wyprzedzania obejchała takimi bluzgami, że nagle pojechali ciutkę szybciej.



Mi się śmiać chciało, bo jak tylko wypadli z zagajnika na jakąś w miarę płaską, polną drogę, to jechali jakby F1 prowadzili, hehehe. No, ale nic. W miarę udawało się wyprzedzać, do kolejnego zagajnika. Na jednym z nich, było już tak masakrycznie, że wyprzedzałem krzakami. Oczywiście musiałem usłyszeć, że "gościu, ty się chyba ścigasz z własnym cieniem...k...". No, ale jak się jedzie to się jedzie, a nie pcha. Tym bardziej, że dystans jaki miałem do pokonania to było zaledwie 23km (chociaż myślałem, że 27km).

Pod koniec zabawy było znów całkiem znośnie i przyjemnie. Na samym końcu pamiętam, że wyrosła jakaś górka z piaszczystym podjazdem na której fajosko się tasowałem z jakimś gościem z BDC (jak się później okazało, z mojej kategorii wiekowej).






Meta to jak zawsze na PB, wąska i kręta przeprawa, gdzie łatwo się dygnąć na barierki. Ciśnienia nie było. Był Fun, ale w sumie jakby niebieskiego gościa wyprzedzić to bym był oczko wyżej.

A tak:

45 / 204 - Open
13 / 50 - Kat M3


Kategoria Rowery, Trening


  • DST 86.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 32.25km/h
  • Sprzęt Poison Cyanit
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień pierwszy – rozgrzewka

Niedziela, 4 marca 2012 · dodano: 08.03.2012 | Komentarze 3

Przejazd z Polski do Chorwacji to lekka masakra. Czas wyjazdu przesuwał się sukcesywnie od godziny 11tej do 14tej, aż w końcu wyjechaliśmy około 15tej.

Po drodze zabraliśmy kilka innych osób w Gliwicach i mogliśmy ruszyć spokojnie dalej. Spokojnie to znaczy jakieś kilkanaście godzin. Jest to jednak masakra
To jednak w porównaniu z tym co możesz zrobić na miejscu jest drobną zapłatą za niezła pogodę, świetny asfalt i po prostu idealne warunki do jazdy w marcu. Pierwsze oględziny terenu przypomniały mi , że jest to dość znajome do tego co widziałem na Majorce. Taka trochę księżycowa aura, pustki, kamienie… Ale asfalt idealny, cudny i po prostu genialny do jazdy.



No i właśnie jak tylko poczułem, że mogę pojeździć to wyrywałem do przodu jak głupek. Zupełnie niepotrzebnie, ale czasami lubię takie zabawy. No i jestem ciekawy jak to się przełoży na kolejne dni.


Kategoria Rowery, Trening


  • DST 17.00km
  • Teren 17.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 17.00km/h
  • Sprzęt Spec
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kabackie driftowanie - hej! - hej! - hej!

Niedziela, 22 stycznia 2012 · dodano: 24.01.2012 | Komentarze 3

Po BGFit zrobiłem rundkę na trenażerze, dla sprawdzenia. Niespodziewanie dobrze mi się jechało, ale nie za długo, bo jednak dzień krótki a w weekend planowałem sobie pośmigać po lesie. Czuję jednak, że odwiedziny AirBike, były naprawdę potrzebne.

Ale wracając do wycieczki. Wyciągnąłem swoją wyścigową maszynę i postanowiłem jej pokazać jak las wygląda zimą. Co ciekawe od razu jak wystartowałem poczułem, ze ustawienia mtb powinny ulec zmianie, ale póki co nie mam czasu na gmeranie przy sprzęcie kiedy za oknem tak szybko słońce znika. Owszem, są takie istotny jak CHE co nocą jeżdżą, ale w nocy to ja śpię.

Co do samej jazdy to miałem na początku mieszane uczucia, a to za sprawą mokrego tyłka. Błotników jakoś nie zamontowałem bo jawi mi się to jako totalna potwarz dla Sworksa. Nie wyobrażam sobie, że kiedyś nastąpi taki dzień że Spec będzie robił za zabawkę na ścieżki rowerowe. No nie bardzo. Brnąłem więc w ten mokry śnieg, zmieszany z mokra ziemią i czułem jak powoli przecieka i nasiąkam wodą Jednak jak już wyjechałem to wracać przecież nie będę, tym bardziej że przede mną pojawił się ojciec z synem, także na rowerkach, ale takich trekkingowych i sobie spokojnie jechali. No to już byłby wstyd gdybym zawrócił.

Po wjeździe do lasku, okazało się, że śnieg jest twardy, a gdzieniegdzie pod tym mniej twardym jest lód i zaczęła się zabawa. Ktoś jakby mi domontował różnej wielkości ciężarki do rogów kierownicy i ta tańczy sobie w najlepsze.

Z początku było ciężko i uważałem, żeby nie glebnąć, ale sam przejazd traktowałem jako techniczny z elementami kondycyjnymi, głównie walki z zimnem. Walka nierówna, szala zwycięstwa raz przechylała się na stronę natury, a po chwili to ja zdobywałem przewagę. Po około 30 minutach zaciętej walki pokonałem grawitację łapiąc właściwy tryb jazdy. Okazało się, że im szybciej tym lepiej mi idzie. Więc cisnąłem sobie mocniej. Jak mocniej to trudniej hamować, ale w sumie po co hamować, jak z hamowania to tylko gleba może być. Jak już także to opanowałem to zrobiłem sobie przerwę na fotkię. Coby dowód był, że zimą Kabacki objechać też można.



Na koniec przejażdżka była już o wiele przyjemniejsza, aż zachciało mi się mocniejszych przejazdów w lesie, driftowania na zakrętach i takie tam. Jednak jak sobie pomyślałem, że mógłbym się wykąpać w tym żwirkowym błotośniegu, to mnie się jakoś odechciało tych zabaw. Ale to w sumie plan na dalsze dni takich przejażdżek. Założyć grube spodnie i dawaj w śnieg, z wywrotkami. Zabawa pewnie jest super. Tylko inny rower by się przydał, taki lekko zdezelowany. Bo ten jak widać poniżej to trochę już jest umęczony.


Kategoria Rowery


  • DST 38.00km
  • Teren 38.00km
  • Czas 01:27
  • VAVG 26.21km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 185 ( 96%)
  • HRavg 170 ( 89%)
  • Sprzęt Spec
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bleeeeee, a miało być tak pięknie w Skarżysku Kamiennej.

Niedziela, 28 sierpnia 2011 · dodano: 29.08.2011 | Komentarze 2

Jak sobie człowiek zaplanuje to pewnie mu nie wyjdzie. Tak sobie ładnie planowałem pojeździć w Skarżysku Kamiennej. Trasa wymagająca, ciekawa, w końcu ładnie dopasowana. Ale nic z tego nie wyszło.

Po 10km od startu, złapała mnie taka kolka że nie mogłem kręcić nogami. Po 20 km, wiedziałem, że albo się wycofam, albo po prostu stanę i odpocznę, może przejdzie. Jednak nic nie zapowiadało, że tak będzie. Jak już minęli mnie wszyscy, to zdecydowałem, że dalsza walka nie ma sensu na dłuższym dystansie i skręciłem na dystans Fit. W sumie dobrze, bo nie wiem, czy ujechałbym te 58km. Nie jest to dużo, ale na ten dzień, to było zdecydowanie za dużo jak na mnie. Najgorsze, że radocha z jazdy gdzieś uciekła, bo to żadna przyjemność skrócić maraton. Szkoda, bo zupełnie inaczej to sobie wyobrażałem.


Ostatecznie na dystansie FIT pojawiłem się na miejscu:
48 OPEN | 213 | +12min
15 M3 | 56 | +10min



Pewnie jakbym od początku atakował FIT, to wynik byłby jeszcze lepszy, ale nie na to się nastawiałem. Swoją drogą ten FIT uratował mi tyłek.


Kategoria Rowery


  • DST 55.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 27.05km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 184 ( 96%)
  • HRavg 175 ( 91%)
  • Sprzęt Spec
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia - Ełk 2011

Sobota, 13 sierpnia 2011 · dodano: 16.08.2011 | Komentarze 2

Na zawody pojechaliśmy w piątek po pracy. Do Giżycka, gdzie mieszkają rodzice mojej żony. Kolację zjedliśmy przed północą. Kilka galaretek z mięsem i kanapki, a potem od razu spać.

Obudziłem się po 6 rano, ale mogłem spokojnie jeszcze spędzić godzinę w łóżku zanim pojechałem do Ełku, bo to 60km od Giżycka, godzina drogi.

W drodze do pada mocny deszcz, na miejscu jeszcze mocniej, idę załatwić formalności i przestaje padać. Jest miło i słonecznie. Przebiórka i uderzam na rozgrzewkę, czuję się dobrze, ale na mtb jakoś obco (to naprawdę dziwne hm.). Po rozgrzewce uderzam w sektor, żeby stanąć w pierwszej linii. A co! Pojawia się Arek, Ula, Andrzej. Chwilę gadamy, ale za moment startujemy, więc nie trwa to długo. Plan jest taki, żeby trzymać się czuba i dawać do przodu jak tylko nadarzy się okazja.

Od samego startu ogień, sprawdziłem trasę i wiem, że pierwsze km prowadzą po asfalcie a potem jest jakiś dziwny żwir. Na asfalcie pracuje wręcz idealnie, jest ból, ale co tam. Idę w czubie, ale trochę się chowam, trzymam się lewej strony, bo gdyby była jakaś awaria to mam gdzie uciec, zaatakować. Jedziemy przez kilka km i nagle widzę Andrzeja, który krzyczy, żebym skoczył na koło. Atakuję i jedziemy w 4 osoby, nie wiem co za mną, ale zostawiliśmy sektor. Powoli mijamy gości z 2 sektora. Idzie dobrze, ale tempo za mocne jak dla mnie na początek, wiem że to niedobrze bo później tętno nie zejdzie mi niżej.

Mazovia Ełk 2011 © mtbxc

Skręcamy na polną drogę i nagle jakiś facet uderza mnie w kierownicę i rękę. Krzyczę do niego, a ten mi mówi, że chciał wjechać i dał mi znać, ze taki manewr wykona. Prawie zleciałem z roweru. Grupa mi odjechała. Dalej to normalka maratonowa. Jedziemy przez pola, górki, pola, górki pola, jakieś bruki które mnie dobijają i moje plecy, ale daje dalej. Dojeżdzam do różnych grupek, pracujemy razem na zmianach, a potem albo odjeżdżam, albo oni, różnie. W końcu trafiam na faceta co chce ze mną pracować. Jedziemy na zmianach co 2-4 minuty, prędkość rośnie, dobrze się jedzie. Pracuje się mi z nim bardzo dobrze, on chyba też zadowolony. Prędkość ponad 33-36km/h. Wiatr wieje więc na zmianie jest ciężko, ale potem mogę trochę odpocząć. Dochodzimy razem jakąś inną dwójke i już pracujemy na 4 osoby. Jest dobrze. Kilometry lecą i nagle mamy już tylko 10km do mety. Wpadamy na znane szutry i asfalt. Jakiś gość wyskoczył przed nas. Niech jedzie, osłania nas przed wiatrem. W pewnym momencie trasa skręca w las. Tam jest cholera wąsko. Odpalamy gościa co siedział na czubie. Jadę za jakimś facetem, ciasno więc nie mam jak wyprzedzić, ale też nie pojawia mi się taka chęć. Wylatujemy z tego bagnistego lunaparku znowu na asfalt. Daję z buta i mijam kilka osób przed samą metą. Niestety. Ponad 2 minuty powyżej założonego czasu przejazdu, ale za to jaka średnia!!!!.



Ostatecznie awansowałem do 2 sektora. Nie wiem, czy jestem zadowolony, w sumie błędem był skok na samym początku, lepiej było rozkręcić się później. To mnie zamuliło.

Open - 115
M3 - 45


Kategoria Rowery


  • DST 129.60km
  • Czas 03:42
  • VAVG 35.03km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 185 ( 96%)
  • HRavg 154 ( 80%)
  • Sprzęt Poison Cyanit
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ale jazda!!!!

Niedziela, 7 sierpnia 2011 · dodano: 07.08.2011 | Komentarze 0

To był trening!!:) Na niedziele zaplanowałem jazdę w grupie, bo samemu to czuje się jakiś znudzony. Odpowiedział Arek, Michał, Gośka, Andrzej. Arek jeszcze zaprosił dwóch kumpli. Jeden, to nawet profesjonalny kolarz MTB. Łyde to on miał:) Trasa w miarę mi znana, z jazdy z Arkiem, ale wtedy siedziałem mu na kole. Teraz miało być inaczej, bez opitalania się. Michał przyjechał po mnie około 9tej i 9.30 byliśmy na miejscu startu. Na początku trochę ekipa nam odjechała i musieliśmy z Andrzejem kasować ucieczkę na samym początku. Tempo było od samego startu całkiem przyzwoite. Nogi mnie bolały, a też nie czułem się jakoś dobrze. Ale nie było przeproś i musiałem wejść na zmianę. Jechało mi się całkiem ok, ale nogi mnie bolały. Jedyne co trzymało mnie w tempie, to przekonanie, że może przestanie. Przecież zawsze przestaje. W każdym razie po zejściu ze zmiany i schowaniu się w peletonie, moc jazdy spadała, ale nie prędkość. Jakoś nieskładnie jechaliśmy bo na zmianę musiałem wyjść od razu po kolejnej. Ale w sumie to było dobre, bo stwierdziłem, że nie ma co. Prędkość rosła, a mi się dobrze jechało. Na zmianę znów wszedł kolega z grupy BSA, który na rowerze górskim trzaskał 40km/h bez problemów. No mocny jak nic. Ja czułem się coraz lepiej i jak zaczęły się górki, to dawałem w korby i ostro pod górę. Mieliśmy kilka premii górskich. I całkiem ładnie udało mi się kilka wygrać. Jedną taką ostro zaatakowałem bo wiedziałem, że za górką mamy zaplanowany postój. Po 10minutowej przerwie na ładowanie batonów i wody, dawaliśmy dalej. Było o wiele lepiej. Od samego początku trzymałem się "mocniejszej grupy". Fajnie się zrobiło, jak pojawiła się górka. Dawałem mocno, bez odpuszczania. Nawet ścigałem się z tym chłopakiem z BSA. Od tej pory jechało mi się coraz lepiej. Jechałem na zmianach ile razy trzeba było. W pewnym momencie nawet poczułem, że na czole lepiej mi się jedzie niż na kole i trzymałem mocne tempo prawie do końca, chociaż przed Otwockiem zmianę dał Arek. Ja już byłem dojechany.


Kategoria Rowery, Trening


  • DST 61.00km
  • Teren 55.00km
  • Czas 02:50
  • VAVG 21.53km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • HRmax 183 ( 95%)
  • HRavg 170 ( 89%)
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt Spec
  • Aktywność Jazda na rowerze

Supraśl 2011 - pierwsza setka w życiu

Niedziela, 31 lipca 2011 · dodano: 01.08.2011 | Komentarze 3

Start w Supraślu przypadł na okres po wakacjach i małym rozkręceniu nogi przed zawodami. W sumie to nie wiedziałem czego się spodziewać poza tym, że w skali Mazovianej ten maraton ma 6/6, czyli największa skala trudności. Zastanawiałem się dlaczego tak właśnie jest i w sumie przejazd tej trasy dał mi odpowiedź na to pytanie.

Do Supraśla miałem jechać dzień wcześniej, bo wydawało mi się, że ponad 200km przed trasą to może być zbyt męcząca sprawa. Jednak jak obdzwoniłem okoliczne miejsca to okazało się, że wszystko jest zajęte. Trochę mnie to znudziło więc postanowiłem, że wstanę rano i pojadę tam samochodem.

Pobudka była o 5 rano a wyjazd przez 6. Trasa pusta i dobrze mi się przeleciało te 217kaemów. Na samym miejscu byłem jednym z pierwszych więc spokojnie wszystko sobie załatwiłem co trzeba było. Przyjazd wcześniej ma tę zaletę, że jak coś się popsuje to masz czas na prawie wszystko. Tym razem ten czas potrzebny był mi na kupienie nowych bidonów.

Przed samym startem zrobiłem rozgrzewkę z Che i Goro, a potem ciach do sektora.

Tam jak zawsze w sektorze tłum, ale tym razem trochę mniejszy. Pierwszych kilka rzędów było już zajętych więc byłem gdzieś w połowie grupy od startu. Jak ruszyliśmy to prędkość była ponad 45km/h. Wszystko niby szło dobrze, ale po 2km nagle coś huknęło i słychać było tylko trzaski. Była kraksa. Na całe szczęście udało mi się ją ominąć. Dalej było całkiem dobrze. Noga nieźle kręciła i nie czułem żadnego bólu. Ponieważ nie było na co czekać, więc przyspieszyłem. Jak tylko pojawiły się szutry wiedziałem, że będzie niezła zabawa.

Przez jakiś czas jechałem z ludźmi z mojego peletonu, ale w pewnym momencie wskoczył przede mnie dość niebezpiecznie jakiś starszy gość z Ełku. Za nim ruszył chłopak z tego samego teamu z peletonu, a ja zdecydowałem zaatakować. Tempo jakie narzucili było fantastyczne. Trudno mi powiedzieć dokładnie ale ponad 30km/h to było. Wszystko nagle przyspieszyło i ciągnąłem za nimi ile się dało. Na podjazdach trochę uciekali mi, bo Rocket Ron średnio nadawał się na przednią oponę (za bardzo się ślizgał), ale dochodziłem ich po kilku sekundach i darłem za nimi do przodu. Nie wiem ile tak jechaliśmy, ale byłem zadowolony że taką prędkość mogę na maratonie odpalić. Zachciało mi się pić. Musiałem sięgnąć pod bidon i to był błąd. Ciężko się zjeżdża trzymając kierownicę jedną ręką i musiałem zwolnić. Niestety odjechali mi zbyt daleko, żeby ich złapać.

Na całe szczęście załapałem się do jakiejś innej mocnej grupy i darłem z nimi ile się dało. Współpraca była bardzo dobra, pracowaliśmy na zmianach co do tej pory bardzo rzadko mi się zdarzało na Mazovii. Górki niestety weryfikowały grupę. Jedni odpadali, inni jechali ale bardzo powoli. Ciężko było wykorzystać wszystko co człowiek potrafi, jak musi pod górę trzymać tempo gościa przed sobą a jest zbyt wąsko żeby wyprzedzić. W każdym razie z tą grupą jechałem chyba z 20km. Jak tylko pojawił się prosty odcinek i bufet dałem znowu ognia. W bufecie złapałem wodę, powerade i baton. Woda bardzo się przydała, bo trochę uschnąłem na podjazdach.

Kolejna sekcja podjazdów była już trudniejsza, bo zmęczenie dało o sobie znać. Tempo spadło, bo większość osób pchała pod górę i nie było jak podjeżdżać a i piaskowe podjazdy niespecjalnie to umożliwiały. Nogi piekły, ale trudno. Wolałem to niż krwiożercze komary, które obsiadały człowieka z każdej strony. Znowu mnie osuszyło, ale niestety na jednym zjeździe straciłem wode z bufetu.

W pewnym momencie zrobiło się trawiasto i dość płasko. Na dodatek z daleka zobaczyłem chłopaka z Ełku, który tak ostro dawał. Widać, że opadł z sił. Krzyknąłem do niego, żeby wskoczył mi na koło i odpoczął, a potem że zrobi zmianę. Skorzystał z okazji, aż za dobrze. Po kilku kilometrach krzyknąłem żeby dał zmiane i jak się obejrzałem to oczom mym ukazał się znajomy widok. Mały wagonik przypiął się do moich pleców. Kolega z Ełku poczuł jednak obowiązek i dał zmianę, więc nie było tak źle. W takiej 6osobowej grupie jechaliśmy kolejne kilometry, a nowa sekcja górek rozerwała nam grupę i parę innych rzeczy też.

Przez moment jechałem sam, ale na prostej zobaczyłem że kolega z Ełku znów się pojawił. Sięgnąłem po zapasowy Powerade, ale niestety gdzieś wypadł. A pić się chciało. W bidonach było sucho. Na szczęście pojawiła się tabliczka 5km do mety. Wżarłem ostatni żel i dałem do przodu. Przez 2km było całkiem różnie, pagórki, jakaś trawa, błoto, kałuża po oś, a potem to już jakiś mostek i 3km do mety.



Na całe szczęście końcówka była niezła, bo płasko i szutrowo. Gdzieś w oddali zobaczyłem Ełk i dawaj za nim. Po drodze wyprzedziłem kolarza w koszulce "Australia", ale za chwilę po lewej przygrzał jakiś junior co dało mi do myślenia, że 36km/h jakie jadę to jeszcze za mało. Dystans do chłopaka z Ełku zmniejszał się sukcesywnie i prawie go miałem, ale jakaś piaskowa zmarszczka przed metą trochę mnie spowolniła. Skutek to kilka sekund za młodzikiem z Ełku:)

Mój czas tego maratonu to 2h:50min - miejsce 98 Open i 35 w kat. M3.

Pierwsza setka Open w życiu.


Kategoria Rowery, Trening


  • DST 71.44km
  • Czas 02:22
  • VAVG 30.19km/h
  • VMAX 53.10km/h
  • Podjazdy 537m
  • Sprzęt Poison Cyanit
  • Aktywność Jazda na rowerze

Węgorzewo

Czwartek, 21 lipca 2011 · dodano: 23.07.2011 | Komentarze 0

Znów ulubiona trasa. Giżycko - Węgorzewo - Wilkasy - Giżycko


Kategoria Rowery